Na budowie mamy już alarm... w zasadzie ochronę! Nawet nam trudno było wejść do domu, bo pilnujący drzwi... gołąb ani myślał się przesunąć i pozwolić otworzyć nam drzwi.
Przybyło nam trochę kabli, kabelków, puszek i ... progów?! Nawet nie wiedziałam, że nie będziemy mieli rozkutych wszystkich ścian w pył, a kable zostaną poprowadzone w wylewce... no cóż niby taki trend... że niby się teraz tak robi. OK! ja się zgadzam, bo kompletnie się na tym nie znam. Księgowy też się nie zna, więc jedyne co nam pozostaje to zaufać elektrykowi. I sąsiadom, którzy nam go polecili.
Ponieważ jesteśmy w wielu kwestiach kompletnie zieloni to zdajemy się też na opinię innych. Tak było z panem Zdzisiem od fundamentów, z panami od wod-kan i z elektrykiem. I z oknami.
Trochę inaczej sprawa się miała z firmą stawiającą nam dom. Otóż tę firmę znalazłam w ogłoszeniach, przez pewien czas mailowaliśmy sobie z p. Bartkiem, i zalewaliśmy się mnóstwem pytań. Po pewnym czasie dopiero spotkaliśmy się na fundamentach i zaczęliśmy rozmawiać bardziej konkretnie. Niby już się zdecydowaliśmy na tę firmę ale dopadały mnie wątpliwości. Utwierdziło nas w przekonaniu, że to dobry wybór to, że firma p. Bartka stawiała już dwa idaredy w okolicy. Porozmawialiśmy z ich właścicielami i doszliśmy do pewności, że zlecamy budowę właśnie tej firmie. Co prawda planowaliśmy budować systemem gospodarczym ale... brak nam wiedzy i kompetencji, no i nie lubimy fuszerki i prowizorki. Już przy fundamentach odczuliśmy pewien, hmmm, dyskomfort?. Niby pan Zdzisek wszystko załatwiał i deski i beton, ale jak w pewnym momencie brakło 2 m desek, bo zapomnieli o szalunku pod filary a beton już jechał, to trzeba było zwalniać się z pracy i w te pędy jechać do tartaku po te deski. No i kupiliśmy byle jakie deski i dwa razy drożej. Jak koparką uszkodzili drenaż też musiałam jechać dokupić metr rury drenarskiej u wyjątkowo niesympatycznego człowieka.
Pewnie ktoś powie, że metodą gospodarczą jest taniej, ale co to za metoda, do której cały czas musisz kogoś wynajmować a materiały kupujesz bez rabatów? Gdyby Księgowy był murarzem, albo stolarzem, albo chociaż elektrykiem a w ostateczności złotą rączką to tak, ale Księgowy na budowie to jak... (mam nadzieję, że jeszcze będę mogła tu coś napisać bo Księgowy nie doczyta do końca i mnie nie zamorduje ;))... słoń w składzie porcelany, albo jak słynni panowie z czeskiej bajki "Sąsiedzi". Księgowemu niestety też brak chęci do takich prac. A może nawet lepiej bo jakby miał chęci to by coś zepsuł ;)
Młode inwestorki wyjeżdżają w poniedziałek na kolonię. Starsza w góry a młodsze do babci. Ale też na kolonię! Będzie więcej czasu, żeby jeździć na budowę i oglądać zmiany. Dzisiaj oprócz gołębia pilnującego drzwi lepiej niż nasza psina pojawiły się przeszkody w postaci "progów".
Tak sobie myślę, że ta budowa coraz bardziej przypomina dom...