Dziś lajtowo, nie będę wdawać się w szczegóły co do współpracy z Panem od kominka. Postaram się nakreślić jak ta współpraca wyglądała moimi oczami (oczami Księgowego też, o Excelu nie wspomnę bo ten kominek do dziś odbija mu się czkawką).
Pan od kominka zaklepany od dawna. Na początku zaproponował, że w zasadzie jego robota na końcu. Potem okazało się, że najlepiej przed podłogami - w sumie przed gładzią też źle by nie było.
Pan od kominka podał nam konkretną kwotę jaką mamy zarezerwować w budżecie. Dogadaliśmy się. Nawet daliśmy się przekonać, że obudowa z płyt szamotowych jest lepsza (okaże się po pierwszej zimie). Pan od kominka znikł. Cóż miał robić skoro trzeba poczekać. Zaczęliśmy się umawiać na robotę. Termin dograny, dogadany i ZONK!!!! Pan od kominka musi zamówić wkład - trzeba poczekać ok. 2 tygodni. No więc, dzielnie czekamy. To znaczy ja dzielnie i z nadzieją, bo Księgowy już wściekły, że bez kija nie podchodź. Łatwo powiedzieć nie podchodź, ja z nim mieszkam, dzielę nawet sypialnię... jak nie podchodzić, skoro śpiąca jestem a Księgowy w naszym małżeńskim łóżku chrapie smacznie. Skradam się po cichu pełna obaw czy aby śpi na tyle mocno, że nie zauważy, że wślizgnęłam się pod kołdrę. Uff! Śpi! Próbuję zasnąć... nie da rady! Tym razem boję się, że Excel zakradnie się do sypialni i będzie mnie chciał zamordować.
Kolejna noc bezsenna. Potrzebuję jakichś dobrych środków nasennych... albo może lepiej nie kusić złego, jeszcze Excel z Księgowym zechcą się mnie pozbyć, zawiną w jakiś stary dywan i wrzucą do Wisły... E, całe szczęście nie mamy dywanu odpowiednich rozmiarów i do Wisły jednak spory kawałek. Chłopaki są oszczędni, nie wydadzą tyle kasy na benzynę. Zasypiam... i ledwo co zamknęłam oczy i marzyłam o pięknym kominku zadzwonił budzik. Oczywiście Księgowego, jeden z dwu, i musiałam szturchnąć Małża co by to ustrojstwo wyłączył, abym mogła w spokoju zdrzemnąć się jeszcze sekundkę. Zadzwonił drugi budzik - ta sama procedura...i trzeci, niestety ten już mój, więc nie było wyjścia trzeba było wstać. Księgowemu sen służy. Obudził się w znacznie lepszym humorze. Uff co za ulga ;)
Księgowy z Panem od kominka rozmawiać już nie chce... Ma dość! Ja jeszcze nie!
Kolejny telefon ponaglający do Pana od kominka (to już miesiąc jak rzekomo wkład zamówił). Tak, tak jak tylko kominek do niego dojedzie to będą nam montować. Radość...
Po kilku dniach znów dzwonię. Tak, kominek jest, przyszedł w piątek... Jest wtorek! jutro, względnie pojutrze ktoś by nam go przywiózł... A montaż? No na dniach, może po niedzieli...
I w tym momencie rozumiem Księgowego dlaczego nie chciał już rozmawiać z Panem od kominka. Trafia mnie! Taki piorun z jasnego nieba! Szlag mnie trafia.
O nie! Mówię, jutro to ktoś przywiezie ten kominek i go zamontuje! Koniec i kropka!
Pan od kominka zaniemówił! To w takim razie chłopaki zejdą z montażu i zaczną u nas... I skończą! Do soboty! Ani dnia dłużej!!!!
Fakt, udało mi się bardzo stanowczym tonem przekonać Pana od kominka, że nie zamierzam dłużej czekać. Przywiozłam na budowę dokładny rysunek techniczny, mego skromnego autorstwa, który miał być projektem, bo Pan od kominka miał nam projekt zrobić... nie zrobił.
Spokojnie pojechałam zarabiać na ten kominek. Wpadam po pracy i... znów mnie trafiło! No, ryczeć mi się chciało! To nie tak miało wyglądać. Jestem wściekła tak, że lepiej bez kija nie podchodź... współczuję najbliższemu otoczeniu - tak mniej więcej w promieniu 1000 kilometrów!!!
Gdzie są lufty... no zamówione! A kratki... eee też. A dlaczego półka wygląda inaczej niż chciałam? No, szef przez telefon!!! powiedział gdzie ta półka ma być! Przez telefon????!!!!
Cóż, Pan od kominka nie był łaskaw pofatygować się na naszą budowę, żeby wszystko wyjaśnić swoim pracownikom. Nas nie mogło być w tym czasie bo praca nie pozwalała. Mogłam wcześniej wziąć urlop i nadzorować... ale wkład był niezamówiony, a potem zamówiony ale niedostarczony.
Lufty dojechały. Kominek zaczął jakoś wyglądać. Po tygodniu dojechał nawet Pan od kominka, ze swoim drzewem, żeby poinstruować nas jak należy w kominku palić. Od góry oczywiście! Ekologicznie - z nasączoną naftą chemiczną podpałką... mniej eko!
Kominek wyszedł całkiem nieźle, paliło się w nim super! A to, że obudowa jest wykonana z szamotu ma swój plus! Cały, nie tylko wkład, fantastycznie grzeje!!!!
Ale świeczek na półeczce postawić się nie da... stopią się.
Kominek pokryty został specjalnym tynkiem, wygląda trochę jak trawertyn, choć trawertynem nie jest i nie miał być. Jest dobrze! Chyba nawet ładnie! No dobra, przyznam się - tylko Panu od kominka ani słowa - jest super! Jest ślicznie! Jest tak jak chciałam!
Z Panem od kominka jeszcze się spotkamy... mam nadzieję bez zgrzytów!