Kwarantanna - to się może źle skończyć
Już teraz wiem, że zakup nowej, "mądrzejszej" wagi był zamachem na moją osobę!
I wcale nie chodzi o to że moja "rzyć " rozrośnie się do monstrualnych rozmiarów i będzie się mieścić w kategorii "szafa trzydrzwiowa z przystawką na fortepian", czy, ze będziemy musieli w naszych Idaredach poszerzyć otwór drzwiowy. Tu chodzi o coś więcej! Dużo więcej!
Mianowicie, chodzi o to, że zaczynam piec ciasta, foccacie, chleby... Tak tak, nabyłam drogą kupna kilkanaście opakowań suszonych drożdży i nie waham się ich teraz użyć.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dziwnym sposobem te wypieki znikają w zastraszającym tempie - i to jest prawdziwy dramat. W normalnych warunkach, zakupiony chleb zjadaliśmy w 2-3 dni. Ten domowy znika w kilka godzin.
Dupska urosną nie tylko mnie ale i dziewczynom i Księgowemu! I wtedy mogą próbować się mnie pozbyć!
Chyba muszę otworzyć jakąś siłownię domową albo klub fitness... ale jak ćwiczyć jak wtranżoliło się własnie pół bochenka chleba, zagryzło szarlotką i dopchało zdrowymi marchewkami i selerami naciowymi? Żeby nie było, że tylko samym chlebem żyjemy ;)
Całe szczęście możemy wyjść do ogrodu i pobiegać dookoła domu! Myślicie, że sąsiedzi nadal będą nas lubić jak będą nas oglądać biegających dookoła domu???
No dobra to ramach tego sportu wyczołgam się do góry i poleżę trochę w sypialni, patrząc na pomalowany (niezbyt elegancko) na biało sufit! Ale ćsi, Księgowemu ani słowa, bo zabije mnie nie za wypieki ale za krytykę jego dzieła! Tak sufit malował Księgowy. Ogólnie jest pięknie, fajnie, równo i nie mam zastrzeżeń, zwłaszcza wtedy jak zamknę oczy i patrzę tak na ten sufit. Tak, wtedy jest ok! Bardzo ok!
Dobra nie będę otwierała oczu... Pooglądam powieki od środka.
PS. A u Was jak na kwarantannie?