Szukam tego, kto wymyślił bałagan a nie wymyślił patentu na szybkie i efektywne sprzątanie!!! Pomożecie? Szukać, nie sprzątać!
"Odpudłowani" jesteśmy trochę - nie do końca, bo ciągle brakuje nam miejsca. Niby te Idaredy takie duże, a jakoś nie potrafimy się zmieścić... Myślę, że problem tkwi w tym, że ciągle coś przekładam, segreguję i ciągle odkrywam nowe pudło z rzeczami, z którymi wydawało mi się, że się uporałam. Niby wszystko poukładałam w łazienkowych szafkach a tu bach! kolejne pudło łazienkowych gratów! Cholera, skąd ja mam tyle kosmetyków? Chyba nie kupiłam tego wszystkiego? Nie, na pewno nie! Krasnoludki podrzuciły! To wersja dla Księgowego - żeby nie udusił mnie za moje kosmetykowe zakupy. Większość to niezłe wtopy! Ale cóż, jesteśmy mistrzami złotych interesów! Tak, Księgowy też! Otóż, będąc na wakacjach zamarzyły mi się słodkie, piękne winogrona, ale nie takie ze sklepu, tylko od tzw. "chłopa". Poprosiliśmy o pomoc w zakupie naszych gospodarzy. Sympatyczni ludzie oczywiście pomogli nam... Nie chciałam kupić sklepowych winogron za 8 kn/kg, nie chciałam na straganie takich samych jak w markecie za 30 kn/kg, chciałam "od chłopa". Przesympatyczny gospodarz zabrał Księgowego na zakupy! I Księgowy kupił winogrona po 30 kn/kg - na tym samym straganie, na którym nie chciałam kupować bo wyglądały jak te z Konzumu!
Interes życia - przepłacić za winogrona aż tak! No my, potrafimy! Ba, nawet Księgowy potrafi ;)
Ale wracając do budowy, DOMU! Marzy mi się, że odwiedzą nas jakieś krasnoludki i pomogą sprzątać. Uporałam się już z pyłem i białym nalotem, myjąc podłogi i meble 3 razy dziennie przez 3 dni! I odkurzając ściany! Co prawda kurzu jest jeszcze sporo ale przynajmniej gołym okiem nie widać tego białego pyłu na podłogach. Uważam to za mój wielki sukces.
Ręce mnie bolały i kolana, bo postanowiłam, że nie będę używać mojego super-ekstra beznadziejnego mopa obrotowego, tylko tradycyjnej, porządnej szmaty do podłogi. Oczywiście, Księgowy wiedział jak się ustawić i pojechał na 3-dniową delegację. A ja na szmacie - 3 dni, rano, w południe i wieczorem! Kolana i ręce właziły mi do d...py! Moje paznokcie wyglądają jak u praczki! Chyba powinnam, jak szlachcianka, chodzić w koronkowych rękawiczkach, żeby nie straszyć świata spracowanymi "ręcami".
Potrzebuję mopa! Na gwałt! Na wczoraj! Normalnego, nie jakieś szmery-bajery, co to potem okazują się totalną wtopą i wyrzuceniem kasy w wiadro...
Czy możecie polecić, prosty, płaski mop? koniecznie na rzepy!??? Czy Ikea w tym temacie daje radę, czy lepiej odpuścić? Wszelkie Viledy odpadają - cena za kawałek kija i szmaty jest zbyt drastyczna dla mojego Excela... A przecież nie chcę, żeby mi się chłopina pochorował. Mopy parowe też nie wchodzą w grę... miałam taki wynalazek i niestety nie nadaje się do niczego - no może do kostki brukowej! Pierwsze kilka użyć było ok. A potem zaczął cieknąć, para za bardzo buchała... no i do drewna i paneli się nie nadaje...
Potrzebuję też pomysłu na pozbycie się wielu nagromadzonych rzeczy, które jeszcze się przydadzą a tak naprawdę to pewnie się nie przydadzą. Największy problem mam z ciuchami - pomijam moją sukienkę ze studniówki - bo jej ani nie wyrzucę ani nikomu nie dam! Kiedyś do niej schudnę! Na pewno schudnę! Przecież mieszczę się w tę sukienkę i to nic, że wyglądam w niej jak obwiązany sznureczkiem baleronik czy inna szyneczka! Mieszczę się i schudnę żeby się mieścić jeszcze lepiej ;) A poza tym Księgowy jest mięsożercą, więc szyneczki lubi ;)
Chodzi mi raczej o te ciuchy (i buty?! O matko jak to boli!), w których nie chodzę a jakoś tak myślę, że będę jeszcze ich potrzebować... Z ciężkim sercem pozbyłam się 2 płaszczy - ze 3 lata ich nie nosiłam! bo od samego początku były ciut za duże. Resztę postanowiłam wpakować do pudeł i na strych - tylko, że ta reszta już jakiś czas leżakowała w piwnicy i szczerze mówiąc nie zaglądałam do tych pudeł... Teraz też pewnie nie zajrzę?
Dawajcie jakiś patent, bo będę musiała w salonie szafy stawiać ;) a Księgowy mnie wydziedziczy! O Excelu nie wspominam, bo on już i tak ma permanentny stan przedzawałowy ;)