Święta, święta i... walka z nadmiarem kilogramów
Święta w tym roku były wyjazdowe i trochę zakupowe. Otóż moja natura myśliwego dała znać o sobie i zaciągnęła nas do IKEA w Jankach ażeby zakupić serwis obiadowy 20 zł taniej niż w cenie regularnej. I komodę do pokoju Juniorki - a jakże taniej o 50 zł. W ten oto prosty sposób zaoszczędziłam 90 zł! Muszę powiedzieć o tym Księgowemu, będzie chłop ze mnie dumny!!! Butów nie kupowałam! Nawet w żadnym sklepie nie byłam. Księgowy sam poszedł do Arkadii kupić prezent na parapetówkę dla Szwagrów! Nie poszłam z nim bo jeszcze by mnie coś podkusiło i te zaoszczędzone pieniądze wydałabym na BARDZO potrzebne buty. Dla mnie! Bo jakoś tak dziwnie butów mi ubywa... i niedługo będę musiała na boso chodzić.
Przed samiuśkimi świętami Księgowy postanowił pomalować sufity napoddaszu i zaakrylować wszelkie łączenia płyty ze ścianą i narożniki. Tym akrylowaniem był tak pochłonięty, że gdyby nie brak źródła światła w naszym domku akrylował by tak do rana, aż by skończył!
Biedactwo uszkodziłsobie troszkę rączkę,od wałka do malowania zrobił mu się odcisk - pokarało bo nie założył rękawiczek od Sponsora! A ma ich sporo, więc nawet mógł jedne ubrudzić farbą ;)
W IKEA kupiliśmy też ładniutkie kosze do sortowania odpadów... a jeszcze przed świętami, na promocji! krzesła do jadalni. Czy dobre okaże się za czas jakiś - najwcześniej w lipcu.
Dom zagracony do granic możliwości, w szafach poupychane talerze, miski i inne pierdoły. Niedługo trudno będzie się poruszać pomiędzy pudełkami... Niedługo też przyjdzie pora na pakowanie i przeprowadzkę! Uwielbiam się pakować, układać rzeczy w walizkach, pudłach (kilka przeprowadzek mam już za sobą, włącznie z taką przy pomocy TIRa, kilkaset kilometrów od rodzinnej miejscowości). Mam naturę wędrowca, więc to mi nie przeszkadza, ale to rozpakowywanie... przeraża mnie to ogromnie. Cóż zachciało się budowy domu to trzeba ponieść wszelkie konsekwencje!
Na razie zastanawiam się jak dorobić oświetlenie nad zlewem w kuchni przy oknie... Zapomnieliśmy o tym, bo przecież w dzień jest tam jasno, dopiero kilka dni temu uświadomiłam sobie, że wieczorem będzie tragedia. Księgowy marudzi, że to kolejne koszty, ale cóż począć, po ciemku raczej pracować w kuchni się nie da.
Kombinuję też jak otwierać szafkę z sortownikami nogą, tak żeby nie pobrudzić frontów… znalazłam jeden sposób – pedał do wysuwania sortowników, ale mam obawy czy aby to bezpieczne i czy nie rąbnie mnie w goleń, nim zdążę zabrać nogę?! I czy z takim pedałem zamontowanym w szafce otworzę ją też ręcznie?
Księgowy od kilku godzin na budowie, nie dzwoni… zaczynam się bać, to znaczy martwić. Jeszcze mu się ta robota spodoba i gotów rzucić etat… Tylko czy znajdzie się odważny, który zatrudni go jako budowlańca? Jak przeczyta post o pile do drewna używanej do cięcia plastikowej rurki... E, aż tak się Księgowemu nie będzie podobać taka robota. Za dwa dni będzie klął i szukał wymówki ;)
Walczy chłopisko dzielnie... z akrylem i nadprogramowymi kilogramami uzbieranymi podczas świąt...
Moje kilogramy siedzą wygodnie na kanapie... i chyba nie mają ochoty się ruszyć ani na krok ;) No taka pogoda, taki klimat
IKEA rulez...