Kobiecy kącik w Idaredach
Czy tylko mnie ta kwarantanna wpakowała w dresy, rozczochrała włosy i pozbawiła makijażu?
Wstaję rano, włączam ekspres... to znaczy nalewam mleka do kawy, bo kawę rano robi Księgowy. Taki rytuał, bo najlepszą kawę robi Księgowy, uwierzcie mi na słowo (choć szczerze mówiąc, każda kawa jest najlepsza jak już na mnie czeka). No więc wstaję rano, wypijam kubek kawy - owszem kubek, duży, bo filiżanka to naczynko dla mróweczki. Wstaję, wypijam, odpalam kompa i ustawiam Małolacie program do lekcji online. Ustawiam tak, żeby się nie pojawić w kamerce - obawiam się, że ktoś po drugiej stronie mógłby zejść na zawał. Że odebraliby mi dzieci, jak jakiejś patologii... No cóż, trudno mi powiedzieć jak rano wyglądam, bo staram się nie otwierać oczu i nie zerkać w lustro.
No dobrze, wróćmy do sedna...
Wypijam kawę, odpalam kompa, włączam program do lekcji online, wypijam połowę kubka kawy, bo tyle jeszcze zostało w ekspresie, zwijam się na jadalnianym krześle w kłębek i czekam aż Małolata skończy te lekcje. W końcu mogę zjeść śniadanie, dojadając zazwyczaj resztki (czytaj skórki z chleba i obrywki wędliny, sera czy co tam Małolata miała na kanapce), albo jedząc cokolwiek. Idę do mojej cudnej łazienki się umyć. I wychodzę z niej pachnąca i czysta. W dresie albo w wyciągniętej bluzie i spranych jeansach... Czeszę włosy, nakładam na twarz krem i... idę do roboty. To znaczy, na kanapę, pracować zdalnie.
I wszystko do tego momentu byłoby ok, ale kanapa stoi przy oknie, z okna widać ulicę i jak tak zerknę na przechodzące ulicą kobiety, dostaję depresji.
Jak można pracując z domu, ciągnąc wolontariat jako nauczyciel i pani domu wyglądać jakby się wyszło na wybieg podczas wyborów miss? No jak?
Salony fryzjerskie zamknięte a one takie wyczesane, wylokowane, wykokowane... Pazury zrobione, usta pociągnięte czerwoną szminką (podobno czerwona jest sexy, ale nie wiem, bo nie używam. No ok, raz jeden, jedyny miałam usta pomalowane czerwoną szminką i powiem Wam, że wyglądałam (a przynajmniej tak pomyślałam) jak... rasowa pani z obsługi TIRów. Never again!)
Cholera, to nie jest tak, że o siebie nie dbam. Wklepuję te kremy, stosuję serum, peeling, farbuję włosy, bo siwizna zaczyna się pojawiać, maluję rzęsy, mam stertę różnorakich palet cieni do powiek, nawet kreskę na powiece umiem zrobić ale za cholerę nie wyglądam jak milion dolarów! Co robię źle?
Zwłaszcza teraz na kwarantannie.. No, nie dam rady latać po ogródku i pielić rzodkiewek z pazurami długości połowy moich palców - rękawiczki mi się drą... Chodzenie w szpilkach po trawniku troszkę jest niewygodne. A jak założyłam spódnicę i schyliłam się żeby urwać lubczyku, to mi Małolata z okna krzyknęła, że mi dupę widać...No a jak ma nie być widać jakem się w mini wcisnęła?
No wiec patrzę na te wyszykowane kobiety spacerujące pod moim oknem i zazdroszczę urody, burzy loków...
W sumie to zazdrościłam, bo jak się okazało po 6 tygodniach w zamknięciu, ciutkę co niektórym wachlarze rzęs się przerzedziły, włosy przyklapły albo się niemiłosiernie napuszyły. Paznokcie oblazły... tylko ta, cholernie czerwona, mega sexy czerwona szminka się nie rozmazała... a mnie się zawsze rozmazuje. Nie, nie czerwona, inna, w zasadzie bezbarwna. Sadełko zaczęło się z lekka wylewać boczkami... Szpilki zniżyły swój poziom do trampek...
Bosz! Tak upadają ideały!