Zazieleniło się na naszym tarasie. Na razie dość skromnie bo Excel mnie wyśmiał jak zaczęłam szaleć na zakupach ogrodniczych. Ech, ileż to pięknych roślin można kupić w takim sklepie ogrodniczym albo w szkółce! O matulu, można dostać oczopląsu i zawrotu głowy! Człowiek się ślini jak mysz do sera, micha mu się cieszy jakby co najmniej 6 strzelił w totka. I, rzecz jasna, wszystko chciałby mieć w swoim ogrodzie!
Czy ogród nie brzmi zbyt szumnie w odniesieniu do całych 7 arów, na których stoi dom, usytuowany jest podjazd i dwa tarasy? Wydaje mi się, że może brzmi ciut zabawnie ale dla nas te nasze 7 arów to w zupełności wystarczająca działka. Zwłaszcza dla mnie - obsługiwaczki sprzętu koszącego, którego, nota bene, jeszcze Księgowy mi nie zakupił ;)
A wracając do szału zakupów - już, "już byłam w ogródku, już witałam się z gąską", czy tam inną jemiołą ;) aż tu nagle jak Excel nie wyskoczy z krzaczorów, jak nie wrzaśnie na mnie litanią słów, której dama powtarzać nie powinna, wszakże taką łaciną podwórkową się brzydzi! Excel niestety, pospołu z Księgowym, wybili mi z głowy plany upiększania naszego ogrodu!
Że też Księgowemu nie przeszkadza brak trawy? Za chwilę Chłopaki zaczną mi zliczać zużycie wody, której przecież nie przelewam ot tak, a wylewam na trawnik, którego ciągle nie ma. Ale skoro ma być to potrzebuje sporo wilgoci. Ło matko! A co jeśli zaczną oszczędzać wodę na mnie? Koniec wylegiwania w wannie pełnej gorącej wody, koniec długich pryszniców... Będę musiała po rosie biegać boso i kąpać się w letnim deszczu? No fajnie, ale u nas już dawno deszczu i rosy nikt nie widział.
Dobra, skłamałam. Wczoraj padał deszcz - ależ byłam szczęśliwa, niestety do czasu aż nie wpadłam na głupi pomysł sprawdzenia jak głęboko ziemia jest wilgotna. Cały centymetr! No szał! I niestety musiałam podlewać trawnik. Rano, o 5!, również. I dziś znów padało, ale nie napadało tyle, żebym nie musiała wieczorem podlewać nieszczęsnego trawnika. Chyba trzeba będzie zainwestować w jakiś system nawadniania, nie koniecznie składający się z węża ogrodowego zakończonego operatorem w mojej skromnej osobie.
W tarasowych donicach posadziłam lawendę, którą uwielbiam. Kiedyś dosadzę do niej trawy ozdobne, może jeszcze coś ładnego.
A przed domem marzą mi się kolorowe berberysy, kula bukszpanu, kilka stożków jakichś iglastych i trawy. Dużo różnych traw. Nawet nie miałam pojęcia jakie piękne mogą być trawy. Kolorowe, różnych wysokości i o różnych, czasem bardzo ciekawych, liściach.
Krzaczki porzeczek, borówek i agrestu też są na mojej liście, chwilowo obciętej przez niezastąpiony duet Księgowy - Excel!
To na początek, efekty tygodniowego podlewania trawnika... I taras - jeszcze nieskończony, ale nareszcie zaczęty.