Wyczekiwany, upragniony...
Jest stół jest DOM! Nareszcie obiad przy prawdziwym stole, tarasowy na taras marsz!. Najpiękniejszy!!! 💙💛
Jest stół jest DOM! Nareszcie obiad przy prawdziwym stole, tarasowy na taras marsz!. Najpiękniejszy!!! 💙💛
Nadszedł ten upragniony dzień. Tak, myślę o dniu przeprowadzki - choć w zasadzie ta się jeszcze nie skończyła. Ciągle coś zwozimy, wywozimy.
Wywozimy głównie przesegregowane ciuchy i buty, te nagromadzone przeze mnie, bo jeszcze przydadzą się koło domu... A tak naprawdę wcale się nie przydają. I jeszcze te, które za chwilę będą potrzebne i modne - też nie są.
Ale wracając do przeprowadzki. Miało być tak, że przeprowadzka nastąpi dopiero w chwili, kiedy na tip-top wszystko będzie skończone, będzie ogrodzenie, stół. Wszystko wysprzątane... I tak przez kilka dni wpadaliśmy po pracy do domu, jedliśmy obiad i jechaliśmy na budowę, po czym do późnych godzin nocnych sprzątaliśmy, malowaliśmy... W nocy wracaliśmy do domu, myliśmy się i do spania. Rano pobudka - praca - budowa. Nawet z dziećmi nie bardzo się widywaliśmy.
Potem przyszedł czas na długo wyczekiwany urlop i wyjazd na krótki odpoczynek. Zregenerowani, nafaszerowani witaminą D wróciliśmy późną nocą do domu i stwierdziliśmy, że przecież już możemy się przeprowadzać. Po kilku godzinach snu, zaczęłiśmy akcję "P".
Krótka piłka, szybkie gotowanie obiadu, pakowanie i przeprowadzka! w jeden dzień większość naszym autkiem zdołaliśmy przewieźć. Polegliśmy na szafie z pokoju Małolaty. 3-drzwiowa, sosnowa szafa, której ani znieść, ani ją rozkręcić. A pan z transportem czeka... No i miał być tylko transport a był transport z wnoszeniem i oczywiście ze zniesieniem. Nie zmierzyłam sił na zamiary - a zamiary miałam ogromne! Ba co to dla mnie taka szafa! i co, że wyższa i cięższa ode mnie, ale że niby ja nie dam rady? Ja nie dam rady?! No i nie dałam...
Całe szczęście Księgowy z panem od transportu dali radę. Co prawda zarysowali moje piękne schody (tak wiem, tylko ja dostrzegam tę ryskę) ale szafę udało się wnieść do pokoju Małolaty. Całą resztę mebli „wdźwigaliśmy” sami, o czym mój kręgosłup codziennie mi przypomina.
Nie wiem czy to zmęczenie, czy klimat ale od dawna nie zasypiałam tak szybko. Kładę się i po chwili już śpię. I wcale ta chwila nie trwa 2-3 godziny. Góra 15-20 minut.
Księgowemu udało się w końcu „wykończyć” garaż i kotłownię. Jeszcze tylko trzeba tam wszystko poukładać i będzie pięknie. Może uda mi się wziąć za łóżko Juniorki – w końcu ileż można spać na materacu?!
No i pokój Małolaty... Zastanawiam się co robicie z dziecięcymi zabawkami? Małolata ma ich taką ilość, że nie umiem tego posprzątać. Pomijam fakt, że jest niemiłosierną bałaganiarą, ale chyba też nie łatwo posprzątać takie ilości zabawek. Sukcesywnie pozbywam się kilku zepsutych, zniszczonych ale ciągle żal mi wyrzucić te, które są jeszcze dobre bo może kiedyś będzie się chciała nimi bawić.. Jak je sprzątać i jak Małolatę, lat 6,5, przekonać do tego, żeby sama sprzątała? Bo jak do tej pory to owszem sprząta, ledwo jedne sprzątnie to zaczyna się bawić innymi (a czasem nawet tymi sprzątanymi) i to nie ma końca.
Prace w ogrodzie jakoś spowolniły. Pogoda popsuła moje plany wygrabienia kamieni z ogrodu. Jest tego ogrodu coś koło 5 arów i już nawet zaczęłam szukać kogoś kto by zrobił to za mnie, i nawet już znalazłam ale koszty mnie skutecznie zmotywowały do tego, żeby jednak „temi ręcami” wykonać tę robotę. Idzie mi znakomicie!? Perspektywa zaoszczędzenie kilku tysięcy jest jednak bardzo motywująca. Tym bardziej, że robota łatwa, nie wymaga zbyt wiele myślenie choć żmudna i męcząca.
P.S. Nadal obmyślam skonstruowanie małej maszyny ogrodowej do „wyławiania” kamieni z ziemi i automatycznego pakowania w wiadra.
P.S.2 Oczywiście, ze ją opatentuję a potem będę obrzydliwie bogata i będzie mnie stać na wyzbieranie kamieni obcymi "ręcami" ;)
Wczoraj rozpoczęłam akcję działka - jak przygotować ziemię pod trawnik. I wymiękłam. po kilku godzinach z grabiami w ręce, odciskami na dłoniach i wieloma zapełnionymi kamieniami wiadrami.
Poddałam się! Za 10 lat nie zdążę tego wygrabić, wyzbierać i wyrównać tej ziemi.
Excel zKsięgowym trzymają sztamę i twierdzą, że musimy dać radę sami (czytaj: poradzisz sobie). Moje dłonie i kręgosłup mówią, żeby sami próbowali walczyć. Góra po dwóch dnaich wrócą z podkulonym ogonem i zaczną gmerać w Internetach za jakąś ekipą, która się zna i pomoże.
Obawiam sie jednak, że stan naszego konta wszystkie te plany zweryfikuje.
Może macie jakiś sprytny pomysł jak samemu sobie z tym poradzić? Ja usunąć ogromną ilość kamieni, kamyczków i szkła.
I jeszcze jak domowymi sposobami wyrównać ziemię, żeby mozna było wysiać trawę?
A myślałam, że ogród to będzie przyjemność... a to męka, katorga i zupełnie bezefektywna robota!
POMOCY!!!
Szał zakupowy chyba dobiega końca... Czyżby wszystko było juz kupione? Przeraża mnie perspektywa zakonczenia buszowania po sklepach i necie... Ale cóż zrobic jak za plecami Księgowy z Excelem stoją...
Taki piękny chlebak dziś do mnie dotarł. To znaczy do paczkomatu... A potem do mnie
Ech, że też Księgowy jest już za stary...
I szkoda, że 16 lat temu nie wiedziałam o takich mistrzostwach. Ani chybi, Księgowy by wygrał. A nagroda zacna, niczego sobie... jedyne 7000 dolarów. Amerykańskich!
Sam Excel przyznałby Księgowemu pierwsze miejsce! I nie to, że jakoś po znajomości, że Chłopki się od lat kumplują, że czasem jakieś wspólne piwko... nie absolutnie! Nic z tych rzeczy!
Po prostu, Excel wie, że Księgowy w Excelu jest Mistrzem! I to przez wielkie M!
Co prawda oni żyją w takiej symbiozie, że jeszcze ze dwa lata i staną się jednym. To coś jak po ślubie, że niby dwoje a potem w jedno się przemienia... Ale to po ślubie to ściema - nic a nic się w jedno nie zmieniliśmy! A Excel i Księgowy - to co innego! Którego by nie spytać o cokolwiek to arkusz kalkulacyjny do od razu otwiera... Księgowy kalkuluje, Excel księguje... Jedność!
No i przez podeszły wiek Księgowego nie wygramy 7000 dolców! Co za facet! Jakby nie mógł być młodszy... Kurna, może razem z Excelem odjęliby mu trochę lat i w przyszłorocznej edycji mistrzostw mógłby wystartować? No jakby tak trochę podzielili, trochę odjęli... no nawet ciut mogliby dodać - pamięci Księgowemu, bo miewa sklerozę! A może to pierwsze objawy Alzheimera? Nie z tym Niemcem to niech się on lepiej nie przyjaźni.
a propos Księgowego, nie wiecie przypadkiem czy UE przeznacza jakieś środki na zakup aparatów słuchowych dla takich głuchych (na wywody żony) Księgowych?
PS. Jak pozbyć się segregatorów z dowodami moich zakupowych zbrodni? ;)