Nauka cierpliwości
Miałam poczekać na koniec ale już nie mogę wytrzymać. Jeszcze ledy do skończenia jutro.
Jeszcze balustrada...
No nie dałam rady. Sorry...
Oto są moje wymarzone, cudowne schody!
Tadam. Voilà
Miałam poczekać na koniec ale już nie mogę wytrzymać. Jeszcze ledy do skończenia jutro.
Jeszcze balustrada...
No nie dałam rady. Sorry...
Oto są moje wymarzone, cudowne schody!
Tadam. Voilà
Odkryłam, że na kupie ziemi, ciut zarośniętej, mamy hordy ślimaków. Bezdomnych. Masakra,! Nalałam im, zgodnie z wiedzą wujka Google, piwa do miski (nota bene piwo podprowadziłam Księgowemu - gdybym przestała pisać bloga, przekopcie mój ogródek. Znaczy Księgowy się zorientował. Jestem pod ziemią) ale cholery nie garną się do niego. Do piwa. Do Księgowego też nie. Dziś skremowałam około 100 sztuk. Zgasiłam ogień i zauważyłam, że nowe wyłażą z trawy... Przecież nie będę ich całymi wieczorami zbierać...
Nie czuję się komfortowo jako morderca bezdomnych ślimaków...
Macie jakieś pomysły? Sposoby? Help!
Oświeciło nas.
Właściwie to nie nas a nasz dom. I nie samo, tylko przy pomocy lamp, montowanych za pomocą łapek Księgowego.
Kurczę, może Księgowy zmieni fach. Zostanie elektrykiem? Będzie strzelał focha innym 😉
Dziś mam nadzieję, że mój Elektro-Księgowy upora się z kolejnymi lampami i front też będzie oświetlony.
Jestem załamana, jestem zła, jestem wściekła, jestem wku....ona!!!!!!!!!
Dziś okazało się, że kostki w rozmiarze 60x60 ani 30x60 nie ma i nie będzie w tym kolorze! Płyty tarasowe w takim kolorze są tylko w formacie 80x80 i 120x100!!!
Bajka, fantastycznie! Pan wykonawca liczył nam coś czego nie ma!!! Od ponad roku nie produkują kostki i płyt w tym rozmiarze!!!
Jest mix na palecie 3 kostki 30x60, 2 kostki 45x30 i 3 kostki 30x30. Coś czuję, że Pan będzie miał spory zapas kostek w mniejszym rozmiarze niż 30x60!!!
Umawialiśmy się na inną opcję. Pokornie zgodziłam się na zmianę z 60x60 na 30x60, choć przyznam, że cały czas widziałam ten taras ułożony z płyt w formacie 60x60.
Inną opcją, niestety przekraczającą nasze możliwości finansowe, była deska naturalna lub z kompozytu. Dałam się urobić i przekonać do płyt brukowych...
Brak mi słów. Jedyne co mi sie ciśnie na usta jest tak niecenzuralne, że nawet mnie przeraża!
Nawet na zakupy nie mam chęci....
Wczoraj dojechała do nas kostka brukowa. Radość była ogromna! Gdyby nie to, że sąsiedzi mieli gości, skakałabym do samego nieba. Oglądałam sobie kostkę w kolorze wapień dewoński równiutko ułożoną na paletach, dotykałam przez folię, żeby poczuć jej strukturę pod palcami i nacieszyć się nią. I nagle serce mi mocniej zabiło i w jednej sekundzie szlag trafił całą radość. O k...wa to nie jest ta kostka.
Tak, wiem kilka dni temu Pan od kostki mówił mi, że ta którą chciałam jest na specjalne zamówienie i czas oczekiwania to minimum 5 tygodni, no i że jednak jest droższa niż mówił wcześniej. To skoro miał ją układać w maju to nie powinien jej wtedy zamówić? Nie znał cen? To skąd wycena? Cos mi tu nie gra. W lutym ustaliliśmy wszystko odnośnie do kostki. Pan podał ceny z montażem, który miał być w maju i nie sprawdził ile na nią trzeba czekać? Skąd mu się wtedy wzięły te kwoty?! Żeby szybciej mieć kostkę zgodziłam się na zmianę rozmiaru z 60x60 cm na 30x60, a na paletach mam misz-masz - 30x60 jest i owszem, ale też 45x30 i 30x30. Nie ma opcji. Na takie coś się nie zgodziłam.
Postanowiłam dziś zadzwonić do producenta i wszystkiego się dowiedzieć. Pojadę też do konkurencji i sprawdzę. I cenę i czas oczekiwania.
Od lutego wszystko było ustalone, że kostka taka i taka, że te a nie inne płyty tarasowe. Że kolor wapień dewoński. Że rozmiar taki a nie inny. I że w maju będzie już kładziony bruk.
No dobra, koniec gderania. Trzeba ochłonąć bo mnie szlag trafi. Pora na coś miłego. A jak wiadomo punk G u kobiety znajduje się na końcu słowa shopping, więc wczoraj wybrałyśmy się z Juniorką do galerii. Zakupy były "spółkowe" - to znaczy ja płaciłam a Juniorka będzie nosić. Może nawet pożyczy mi coś... Jak już wróci z kolonii, rzecz jasna. Dopadł mnie zakupoholizm. Co się namierzyłam ciuchów i butów to moje. Juniorka za to kupowała.
Całe szczęście nie było z nami Małolaty - szczęśliwie jest na kolonii u babci, bo obawiam się, że na koncie byłyby pustki.
Chyba dziś pojadę do drugiej galerii. Skoro Księgowy, po wczorajszym wyszorowaniu podłogi w swoim królestwie w niektórych kręgach zwanym kotłownią, będzie ją impregnował Delfinem to chyba nie powinnam mu przeszkadzać. Na wszelki wypadek nie znajdę czasu na pojawienie się na budowie, żeby nie wpadł na pomysł, że jednak niezbędna mu moja pomoc. A poza tym chyba niegrzecznie było by wtrącać sie w jego królestwo?! Ja jego pomocy w układaniu moich butów nie będę potrzebować. Nawet wolałabym, żeby go przy tym nie było.