Kotłująca się kotłownia
Kotłownia to miejsce, w którym nie zamierzam "mieszkać", musi być w domu bo nie mamy na wsi ogrzewania z sieci miejskiej, eeee wiejskiej?!, a szkoda... No cóż rozmarzyłam się, że można by zaoszczędzić na piecu i zaoszczędzić miejsca na słoiki, przetwory i buty, graty, namioty i buty, na śrubki Księgowego (nadal nie wiem do czego Księgowemu potrzebne są śrubki, może tworzy z nich liczydła?) i na buty, i na wiertarki i buty, na różne szpargały co to nie wiadomo czy trzymać czy wyrzucić i na ....buty. Ech, byłoby idealnie!
Nasza wieś, taka też mało wiejska - ale ja wieś lubię, zielono, kwiaty, drzewa i wszechobecna alergia Ksiegowego!!! Och Księgowy będzie się czuł wspaniale jak zaczną drzewa z pobliskiego lasu pylić. Ale co poradzić jak chciało się własny dom budować? Trzeba przeżyć ;)
Może excel wyleczy tę alergię?!
A w kotłowni robi się ładnie, to znaczy, leżą sobie płytki, trochę na ścianie trochę na podłodze i trochę w pudłach. Mam nadzieję, że zdążą trafić na swoje miejsce przed przybyciem pieca.
I właśnie uświadomiliśmy sobie z Księgowym, że zapomnieliśmy kupić fugę... Juhuuu jutro zakupy - znów zamiast szpilek budowlanka.
Na parapetówkę kupię sobie chyba najwyższe szpilki jakie będą dostępne w moim rozmiarze!!!
A co, kto mi zabroni ;)
PS. Wszelkie komentarze typu: fuga podłogi i ściany się nie zgadza są zbędne. Wiem, widziałam i szczerze nie interesuje mnie to! To jest kotłownia, z tego się nie je, nie strzela i tym nie zachwyca. No przynajmniej ja tak uważam, a że kotłownia moja i Księgowego to mamy prawo robić jak uważamy ;) albo jak wyjdzie, albo jak fachmani zrobią. I już!