Piździło...choć do kieleckiego jeszcze kawał drogi
Jak tam po nocnych wichurach?
Myślałam, że mi dach wyrwie. Miałam wejść na strych żeby zobaczyć co tam się dzieje ale normalnie się bałam. Bałam się, że jak już tam wylezę to porwie dach razem ze mną. I latałabym na dachu jak na paralotni albo innym urządzeniu... Z dołu musiałoby to wygladać zabawnie. Zwłaszcza jakby się mnie tak moja koszulka nocna do góry podwinęła. Zaworki jak nic by puściły, choć zapewne nikt by się nie zorientował w tej ulewie. Ze mną włącznie! O ile wczesniej nie zeszłabym na zawał!
Cholernie boję się burzy. Jeszcze niedawno zdarzało mi się chować do szafy, albo pod kołdrę, żeby nie widzieć błysków i nie słyszeć grzmotów.
I kto mnie podkusił, żeby w sypialni mieć okno dachowe? No kto!!!??????
No i teraz mam priorytet na zbieranie kasy na rolety zewnętrzne dachowe!
A mialy być rośliny do ogrodu! No i żeby była jasność, żadnych dużych drzew sobie nie będę sadzić koło domu.
Oczywiście, jak to zazwyczaj bywa, Księgowy pojechał sobie na delegację i bawił się w najlepsze a ja w nocy zbierałam meble z tarasu, żeby ich do sąsiadów nie podrzuciło! Szkoda, nowe prawie, mało używane.
Prąd pojawiał się i znikał - a może to tylko napięcie spadało? Bo nie wyłączyło mi zegarów w urządzeniach a jedynie zaświeciło podszafkowe ledy w kuchni. Myślicie, że to spadek napięcia czy duchy?
A poza tym spędziłam wczoraj sporo czasu na poszukiwaniach - jak połączyć uliczny asfalt z naszym wjazdem, bo mamy tylko utwardzony taki kawałek, myślę, że ze 2 metry kwadratowe, nie wiecej. Wpadłam na pomysł kupienia asfaltu na zimno i wysypania go w to miejsce, no i rzecz jasna utwardzenia, ubicia.
I tu się nasuwa pytanie, da to radę wytrwać dłużej niż sezon? Dam radę zrobić to sama, "temi ręcami"?